Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/64

Ta strona została przepisana.

przepłynąć odmęt... Na szczęście jesteśmy uratowani.
— Z twoja pomocą panie Oliwierze!
— Nie... z pomocą Boga.
Przy tych słowach młodzieniec przycisnął do piersi starego marynarza i usiłował zapanować nad wzruszeniem, które miało tyle świadków.
Następnie zwracając się do kapitana Glengarry w chwili kiedy ten schodził z pomostu obserwacyjnego, rzekł:
— Kapitanie, nie wiem czem będę mógł odwdzięczyć się panu za te usługę prawdziwie szlachetną.
— Panie, odpowiedział kapitan, wypełniłem tylko mój obowiązek, i prawdę powiedziawszy, moi pasażerowie bardziej niż ja zasługują na podziękowanie.
Młodzieniec uścisnął z uczuciem rękę kapitana; następnie zdejmując kapelusz, ukłonił się z wdziękiem obecnym na pokładzie podróżnym.
Niewątpliwie bez pomocy Glengarry on i jego towarzysz pochwyceni odmętem Corryvrekan, byliby zginęli.
Tymczasem podczas całej tej sceny miss Campbell oddaliła się na stronę. Nie chciała aby opowiedziano o niej, że to za jej staraniem cały ten dramat skończył się tak szczęśliwie. Właśnie stała na pomostku, gdy nagle jakby mimo woli zawołała:
— A promień? A słońce!