Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/119

Ta strona została przepisana.

nie słuchał Beauvala i Levisa. Najmniejsze nieposłuszeństwo będzie surowo karane.
Zaraz też wszystkich, którzy włóczyli się bez zajęcia lub byli pijani, ludzie Kaw-diera chwytali i umieszczali w zaimprowizowanym areszcie. Straż, zorganizowana pośpiesznie przez Rodesa, dniem i nocą czuwała nad bezpieczeństwem publicznem. Broń odbierano wszystkim, krórzy nie należeli do straży zbrojnej, utworzonej przez Kaw-diera i pozostającej pod jego dowództwem.
Upłynęło dni kilka, podczas których dzielny ten mąż nie spoczął ani na chwilę, prawie nie jadł, nie spał, przebiegając wyspę i wszędzie zaprowadzając ład i porządek.
Każdy, kto zdrów, od dziecka do starca, musiał pracować. To też wkrótce na opuszczonych polach, łąkach i ogrodach zawrzała praca, obudziło się życie. Zdawało się, że wszystko i wszyscy dokoła nareszcie odetchnęli i z ufnością spojrzeli w przyszłość.
Przy chorym Halgu czuwała Tulia i Graciella, którym Kaw-dier oddał zarząd swego gospodarstwa domowego. Obie kobiety, matka i córka, błogosławiły tego, który wyrwał je ze szponów nędzy, w jaką wpadły po śmierci pijaka Ceroni.
— Beauval przeznaczył nam chlew na mieszkanie... Kazał nam sypiać wraz z trzodą w zamian za całodzienną pracę w polu i w oborze — mówiła Tulia.