Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/142

Ta strona została przepisana.

przy budowie gmachów szkolnych i portu postępują naprzód.
Najsampierw jednak dnia tego skierował swe kroki do gmachu ratuszowego, aby się przekonać, czy burza nocna nie wyrządziła tam szkód jakich.
Wchodząc do przedsionka, Kaw-dier zauważył, że stojący na straży marynarz drgnął i cofnął się przed nim o kilka kroków, jak przed widmem.
— Co mu się stało? — pomyślał, przechodząc zwolna przez korytarz do jednej z sal, gdzie złożone były plany budowy nowego kościoła.
Kaw-dier przejrzał te plany, gdyż pragnął, aby świątynia wyglądała okazale i była ozdobą nowego miasta, aby zdaleka wieżycami swemi wskazywała, że ci, którzy ją wznieśli, nie zapomnieli o Bogu.
Przez chwilę przeglądał plany, dając pierwszeństwo stylowi gotyckiemu.
W wyobraźni swej widział już pośrodku nowego grodu, na głównym placu, wspaniały dom Boży, a wokoło rzesze ludu, śpieszącego na modlitwę, dla oddania hołdu Stwórcy świata.
Naraz z zadumy wyrwał go odgłos z szybkich kroków. Odwrócił się i spostrzegł, że człowiek przeznaczony do trzymania straży, śpiesznie uchodził z gmachu. Biegł on, jakby go kto gonił, trzymając broń przy sobie.