Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/221

Ta strona została przepisana.

Na jednej ze skał nadbrzeżnych zbudowano wielką latarnię morską, której światło rozlewało się daleko na morze, służąc jako drogowskaz dla wszelkiego rodzaju statków.
Wprawdzie na drugą latarnię, którą Kaw-dier proponował zbudować na przylądku Horn, nie nadeszła dotychczas urzędowa odpowiedź, w każdym razie latarnia na wybrzeżu Hoste nie była już jedynem światłem, które rozjaśniało ciemnie tutejszych brzegów. W sąsiedniem Burg-New co noc również gorzało światło, które wskazywało drogę do wygodnego i zacisznego portu, często nawiedzanego teraz przez okręty nietylko nowego ale i starego świata.
Liberja na prawym brzegu rzeki również ogromnie się rozwinęła. Było to teraz miasto, mające przed sobą świetną przyszłość. Po obu stronach prostych, szerokich ulic, przecinających się na sposób amerykański pod kątami prostemi, wznosiły się liczne kamienne i drewniane domy z ogródkami od frontu. Na kilku placach urządzono skwery z wiecznie zielonych drzew iglastych, które nadawały miastu pewien wdzięk i urok.
Z koniecznych gmachów publicznych posiadała już Liberja pocztę, kościół, dwie szkoły i ratusz o wiele piękniejszy, niż owa sala, którą niegdyś Lewis Dorick chciał wysadzić w powietrze.