Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/259

Ta strona została przepisana.

— Jakto, czyż pan tego na serjo pragniesz?
— Nietylko pragnę, lecz uważam to za warunek nieodzowny, pod jakim wogóle godzę się na tę tranzakcję. Ten jednak warunek musi zostać w głębokiej tajemnicy, pamiętaj pan o tem! Jutro zaś zacznie funkcjonować nowy rząd na wyspie.
— Bądź pan spokojny, licz na dyskrecję moją — odrzekł oficer, podpisując podawany mu dokument. Poczem skłonił się głęboko przed starcem i opuścił gmach prezydentury. Natychmiast też, stosownie do umowy, kazał żołnierzom swoim udać się na okręt.
Pozostawszy sam, Kaw-dier posłał po wiernego Karro; korzystając zaś z wolnej chwili, napisał kilka dokumentów, które jeszcze przejrzał starannie.
— Zgromadzisz na pokładzie mojej starej szalupy wszystkie te przedmioty, których spis ci daję — rzekł kiedy stary Indjanin stanął przed nim. — Nie zapominaj o niczem, gdyż wszystko są to rzeczy ważne.
— Dobrze, panie — odrzekł Karro, przyzwyczajony do bezwarunkowego posłuszeństwa.
Na kartce były wymienione różne prowianty, trochę narzędzi, rozmaite nasiona, proch, kule, broń i t. p. rzeczy.
Po nim Kaw-dier wezwał Piotrusia i rzekł do niego serdecznie: