Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/219

Ta strona została przepisana.

miem cię teraz. A kiedyż odbędzie się operacja?...
— Za miesiąc Jakóbie — odrzekł Henryk. — Oczy Nelli przyzwyczajają się po trochu do światła elektrycznego. To dopiero przygotowanie. Za miesiąc mam nadzieję, że zobaczy ziemię i jej cuda, niebo i jego bogactwa. Będzie wiedziała, że natura dała wzrokowi ludzkiemu szersze trochę widnokręgi niż w ciemnej kopalni! Zobaczy nieskończoność granic wszechświata!
Podczas, gdy Henryk tak się zapalał, Jakób, opuściwszy przestanek wskoczył na pierwszy szczebel ruchomej drabiny.
— Gdzież ty jesteś Jakóbie — zawołał Henryk.
— Już pod tobą mój przyjacielu — odparł wesoły chłopiec. Ty się wznosisz do góry, ja zapadam w otchłań!
— Bądź zdrów Jakóbie — odrzekł Henryk, czepiając się sam drabiny, idącej w górę. — Proszę cię nie mów nikomu o tem, co ci powiedział...
— Dobrze! ale pod jednym warunkiem.
— Pod jakim?
— Przyrzecz mi, że mnie zabierzecie z sobą, gdy Nella poraz pierwszy wyruszy na powierzchnię ziemi!
— Przyrzekam ci — odpowiedział Henryk.