Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/180

Ta strona została uwierzytelniona.

w samo serce najulubieńszego »ja«, lecz Mojski nr. 2 połykał te strzały wyniośle milcząc i pokazywał, że mu się nic nie stało. Gdy Mojski pierwszy rozpaczał, bił się w piersi, płakał i wyrywał sobie włosy, Mojski drugi drwił sobie z niego, przyjmował wszystko na siebie i zakuwał się szczelnie w cynizm.
— Jesteś zdolny do wszystkiego złego, niema nikczemniejszego człowieka na świecie od ciebie! — zawyrokował Mojski.
Wstrząsnął nim wstręt okropny, a przez umysł jego przebiegały plany zbrodni, które mógł wykonać.
Posłyszał bicie dzwonów, wyszedł na ulicę i wstąpił do kościoła, gdzie dokoła kazalnicy zgromadził się ogromny tłum ludzi. Rychło wiara i zapał kaznodziei zaczęły nań oddziaływać, porwała go fala ogólnego zachwytu, uczuł łzy napływające do oczu i pochylił czoło. Wtem, gdy podniósł głowę, ujrzał na jedno mgnienie oka wśród tłumu szyderczo wykrzywioną twarz swego manekina. Twarz znikła, ale na jego duszę położył się cień wstydu.