Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

wybiegi uczucia! Gdy uczyła małą Wandzię stawiać paluszki na klawiszach, w tę ciżbę rąk mieszała się także inna, tak znajoma rączka, która sama z siebie wypełniała wybredne tajemnice techniki i kociemi przyciśnięciami biegała szybko po klawiaturze, patrząc zalotnie ku nauczycielce: pochwal! Ale Ludmiła chwytała w dłoń swoją tylko pracowitą dłoń Wandzi — tamta cofała się w niezgłębioną toń dźwięków i melodyj, ukrytych w instrumencie.
Brakło jej czegoś na wysokości niecałego metra, czegoby mogła dotknąć każdej chwili ręką — i ta wysokość zamieniała się dla niej w niewidzialną płaszczyznę, wszędzie rozsnutą. Brakło jej kogoś, ktoby jej ustawicznie „przeszkadzał“, to znaczy wymagał od niej najpospolitszych i najmądrzejszych posług roślinnego życia.
Wzięła do siebie na jeden dzień jakieś dziecko i dała mu się bawić zabawkami Osi, aby wnet odczuć to jako profanację i niecierpliwie szukać pozoru, pod którymby można usunąć plądrujące dziecko. Teraz puściła się na poszukiwanie dzieci po ulicach. Zatrzymywała jedno i drugie, zatrzymywała grupki dziatwy i mówiła im jakby ciekawą nowinę:
— Czy wiecie? Osia umarła!
Szukała oczu, z poza których niechajby spojrzało ku niej coś znanego, szukała jej klasycznego noska, jej małych ust, i jej własnych chmurnych, poważnych oczu, z których raz po raz odrywały się czarne błyszczące płatki... Ale wciąż się rozczarowywała, niezadowolona i przez to właśnie zadowolona. Nie było już na ziemi dziewczynki, któraby się mogła równać z Osią. Tego, co najlepsze, mogło zbraknąć na świecie, i tylko ona i Wacław wiedzieli o tem.
Od kilku dni spotykała na różnych ulicach jakiegoś pana, prowadzącego za rękę dziewczynkę wzrostu Osi.