Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

i konieczność dalszej zuchwałości, połączyły się w nim teraz w jakiś jeden uroczysty nastrój. Stanął w progu nie kryjąc już swojej osoby i założył ręce na piersiach, wyprostowawszy się. Lecz całej tej pozy Rysia nie widziała.
— Przejdę obok niej jak duch! — pomyślał sobie w tej chwili kompozytor.
Pochyliwszy nieco głowę, przybrał wyraz twarzy niezmiernie smutny i ponury, i patrząc nieruchomo w ciemny kąt pokoju, jakby w miejsce, w którem miał zniknąć, szedł ciężkim krokiem, nie śpiesząc się zbytnio, ku drzwiom tapetowanym.
Rysia mimo łez w oczach spostrzegła go i, podniósłszy raptownie głowę, krzyknęła:
— Kto tu jest?
Gdyby Rysia nie stała za stołem, byłby może w tej chwili albo jaką chustką głowę jej nakrył, albo całusami usta jej zamknął, bo sytuacja stała się nagle bardzo groźną. Porzucił rolę ducha, skoczył do stołu, położywszy palce na swoich ustach, rzucił przestraszonej Rysi hypnotyzujące „pst!“, zgasił lampę i w okamgnieniu wypadł przez drzwi tapetowane, zamykając je na klucz za sobą. Był teraz nie w kuchni, ale w pokoju, w którym przy stole bębnił zawzięcie lekcję jakiś student w mundurku. Zobaczywszy gościa student zerwał się, zrobił gest, jakby się chciał ukłonić, kompozytor kiwnął mu głową, rzucił mu afisz przedstawienia w Colosseum, znaleziony teraz przy wyjmowaniu kapelusza z kieszeni i wyleciał czemprędzej przez drugie drzwi, które na szczęście prowadziły wprost na kurytarz.
Tak wyswobodziwszy się z pułapki, miał jeszcze na tyle bezczelności, czy też niepotrzebnego wyrachowania, że dla zmylenia pogoni, zamiast szukać wyjścia