Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/283

Ta strona została skorygowana.
—  223   —

Po zupełnem spojeniu Cliftona, Chińczycy wyciągnęli skuta i oswobodzili z więzów. Potem znowu powrócili do oberży i podstępem spowodowali to, że musiano drzwi zamknąć, ażeby metys mógł ukraść jednego konia. Czy było tam jakie światło?
— Świeciła się latarnia przy koniach.
— Mógł zatem widzieć, które konie były najlepsze, zabrał się więc, jak jego dziadek, do naszych karych, ale nie sprzyjało mu przy tem szczęście równie jak dziadkowi. Konie dały się wprawdzie odwiązać, lecz broniły się potem i narobiły hałasu. To zniewoliło go do największego pośpiechu, ponieważ bał się, żeby go nie pochwycono. Zabrał więc konia, do którego mógł najwygodniej przystąpić, a tym był siwek.
— To prawda, sir, bo siwek stał najbliżej drzwi.
— Wybrał zatem najgorszego, ale jako dobry jeździec i obeznany z okolicą między Rocky-Ground a Firwood-Camp da sobie radę, bo inaczej nie byłby mógł przyjąć obowiązków skuta. Dzięki temu zdołał mimo ciemności umknąć do Birch-Hole, lecz oczywiście zapóźno dla swoich zamiarów. Co sądzili Chińczycy o jego ucieczce?
— Tego niestety nie wiemy, skoro tylko bowiem przekonaliśmy się o ucieczce jeńca i oglądnęliśmy się za nimi, już tych łotrów nie było.
— Dokąd poszli? — spytał inżynier.
— Nie widzieliśmy, bo noc była ciemna.
— Do stu piorunów! Czy nie możnaby znaleźć ich śladów? Musimy spróbować, czy nie zdołamy jeszcze pochwycić tych opryszków!
— Niech sobie idą, mister Swan! — zawołał Old Shatterhand. — Nie warto trudzić się nad ich pojmaniem. Dzieło nasze udało się nadspodziewanie. Ocaliliśmy Firwood - Camp i nikomu z naszych skóry nie zadraśnięto. Wszystko inne, a zwłaszcza osoby Chińczyków tak mało znaczą, że byłoby śmiesznem tracić czas na bieganie za nimi.
— Hm! Swędzą mnie wprawdzie wszystkie palce,