Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

uradowany urzędnik. — I będzie pan łaskaw nie wspominać o moim błędzie?
— No, nie było to przyjemne wydarzenie, ale puszczę je w niepamięć. Powiedz mi pan, czy masz dużą pensję?
— Nie.
— A pociąg specjalny, czy jest drogi?
— Długi czas będę musiał opłacać następstwa mego czynu.
Hm. To sprawiedliwe. Ale żal mi pana. Jak pan myśli, może podzielimy się kosztami?
Twarz zawiadowcy momentalnie się rozjaśniła.
— Panie, czy to prawda? — zapytał.
— Tak. Nie chcę pana unieszczęśliwiać.
— Dziękuję. Okazał pan, że jesteś naprawdę Amerykaninem i gentlemanem.
Pochlebstwo poskutkowało. Strojąc szelmowską minę, trapper rzekł:
— Lepiej byłoby, gdybym poniósł cały koszt?
— O, to byłoby dla mnie najlepsze, panie kapitanie!
— No, więc niech i tak będzie. Płacę za wszystko. Ale tylko pod warunkiem, że w Magdeburgu będę wcześniej od hrabiego. Poza tem żądam, aby pan napisał, że się wylegitymowałem i że naskutek doniesienia hrabiego miał pan nieprzyjemność.
— Czy mogę wiedzieć, jak pan to zużytkuje?
— Hrabia zobaczy mnie w Magdeburgu i znowu może zaczepić. Zaświadczenie pana będzie dowodem, że nie uciekłem od pana.
— Napiszę zaraz po wysłaniu depeszy.

16