Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jaśnie oświecony pan hrabia Waldstätten mieszkał tu dwa dni.
— To mnie dziwi. Taki hrabia zwykle ma duże wymagania.
— Ale pan chyba nie?
— Czemu nie? Czy tytuł wyróżnia człowieka? Czy pan naprzykład jest mniejszym orangutanem, niż taki hrabia? Zatrzymuję to mieszkanie.
Kelner chciał sobie z gościa zakpić. Teraz się przeląkł. Cóż bowiem, jeśli ten jegomość istotnie zostanie, a potem nie zapłaci? Takie umeblowanie, a taki człowiek, który — zda się — wyszedł z rupieciarni prababki!
— Mieszkanie kosztuje osiem talarów dziennie! — zawołał szybko.
— Cóż z tego?
— Bez usługi.
— Mnie to nie obchodzi.
Ukazała się dziewczyna, która dotychczas sprzątała w sypialni, ta sama kelnerka, znajoma Kurta Ungera, która pomogła porucznikowi nakryć kapitana Landolę. Słyszała rozmowę kelnera z gościem i była ciekawa widoku człowieka, z którego kelner tak sobie dworował.
— Pański dowód? — zapytał kelner.
— Do piorunów! Tak panu pilno? — krzyknął Sępi Dziób.
Zapytany wzruszył ramionami.
— Policja zakazała nam wynajmowania pokojów, zanim się nie dowiemy, kim jest gość.

38