Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/176

Ta strona została skorygowana.
—   172   —

dna i z angielskim szyldem, na którym widnieje zdaleka zachęcający napis: „Hotel wszystkich dobrych rzeczy”.
We drzwiach restauracyi przyjął nas chiński kelner, który z wyszukaną grzecznością oddał nas w ręce drugiego, ten zaś zapytał nas o nazwiska i z należytą atencyą wywołał je głośno, aby wszyscy wiedzieli, jak znakomici goście odwiedzają ten zakład. Potem podprowadził nas do oddzielnego stolika, pokrytego jedwabną serwetą i podał nam dwie szklaneczki nadzwyczaj słodkiej i mocnej wódki ryżowej.
Teraz zbliżył się ku nam oberkelner i przedstawił tak długi spis potraw, że olbrzymia jedwabna karta zapisana była od góry do dołu.
Nakryć żadnych, noży, widelcy lub łyżek nie podawano wcale, do nabierania jedzenia służyły dwie cienkie pałeczki ze słoniowej kości, któremi Chińczycy doskonale radzić sobie umieją.
Coraz głośniejsze mruczenie kapitana wywołało mi uśmiech na usta.
— Czego się pan śmiejesz? — zapytał gniewnie.
— A pan czego mruczy? — odrzekłem.
— Jakże mam nie mruczeć? Czy to kto widział, żeby takiemi igłami pakować coś do ust. Pukam nimi i pukam, jak ten bocian po