Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/240

Ta strona została skorygowana.
—   236   —

— Nie umarła, lecz zniknęła. Matka moja była chrześcijanką, ojciec zaś nienawidził jej za to, więc zniknęła.
Drgnąłem mimowolnie. Taką więc była tajemnica przepaści! Ten straszny człowiek wtrącił tam swoją żonę, aby umarła z głodu.
— Mam nadzieję, że ją zobaczysz znowu, — rzekłem. Pan Bóg jest miłosiernym, nie opuści jej więc.
— Tak, ja wiem, że Bóg chrześcijan jest wielkim, większym niż Fo. Jeżeli zwróci mi matkę, będę mu służyła do końca życia. Czy powiesz mojemu ojcu, że nie chcesz mnie za żonę?
— Powiem. Ty nie wiesz, dlaczego nie chcę mieć z nim nic wspólnego, ale ja wiem i on wie.
— Tak, wiem! — odezwał się surowy głos, po za mną.
Kiang-lu stanął pomiędzy mną i córką.
— Toś ty pytał o Lung-ken-siang?
— Ja.
— Dlaczego?
Obejrzałem się wkoło i odrzekłem:
— Ponieważ wczoraj słyszałem twoją rozmowę z Phy.
— Ach! Opuść mój dom! Wszystko między nami zerwane. Idź!
— Dobrze, ale ty idź pierwszy!