Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

zaskoczymy Meltona później, ogarnie go dwakroć większa groza.
Zapaliłem światło i otworzyłem drzwi, do których całem ciałem przywarła Żydówka. Odetchnęła głęboko i rzekła:
— Dzięki Bogu! Już lękałam się, że pan nie nadejdzie!
— Ja dotrzymuję słowa. Czy rozmawiała pani z wodzem?
— Jeszcze nie. Z głębokiej troski zaniemówiłam. Słyszał pan, co mówił Melton?
— Wszystko.
— Jakże łatwo mógł pana odkryć. A wówczas znów byłabym w jego mocy.
— Nie, wówczas on byłby w mojej. Porozumiem się z Przebiegłym Wężem. Chwalić Boga, że Melton tak z nim się obszedł. Dał mi do ręki atut, którym go pokonam.
Zbliżyłem się do Indjanina i przeciąłem więzy. Podniósł się szybko i zapytał Żydówki:
— Kim jest ta biała twarz? Znajduje się w naszym szybie, a jednak do nas nie należy?
— Mój czerwony brat dowie się zaraz, kim jestem, — odpowiedziałem, zamiast dziewczyny. — Nie zrozumiał, co Melton powiedział białej córze, ponieważ posługiwał się językiem obcym. Dlatego pytam się Węża, czy wie, co Melton zamierzał z nim uczynić?
— Wiem. Miałem umrzeć. Chciał mnie zagrzebać żywcem.
— Czy sądzi mój brat, że Melton mógłby wprowadzić w czyn swoją groźbę?

35