Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

dy. W specjalnej skrytce leżał pakiet obligacyj na dość znaczną sumę. Schowałem torbę do kieszeni, zagrzebałem dołek i przywróciłem wszystko do dawnego stanu. Zabrawszy broń Meltona, poszliśmy po jeńca. Wpakowałem mu knebel w usta. Ponieważ nie chciał wyjść, więc przywiązaliśmy go do lassa i pociągnęli wgórę. Drabinę połamałem, zasypując jej szczątkami przejście do korytarza, aby opóźnić pościg Yuma.
Uderzeniami kolby zmusiłem Meltona do pójścia z nami. Kiedyśmy doszli do kamienia, z za którego podsłuchałem rozmowę Judyty z Przebiegłym Wężem, przywiązałem Meltona do skały, aby nie zobaczył robotników przedwcześnie.
W jaskini płonęły świece; zastaliśmy moich ziomków przy śniadaniu. Oznajmiłem im, że musimy natychmiast opuścić Almaden. Słowa te przyjęli z radością.
Konie przeznaczyłem dla najsłabszych. Mimbrenjo wyprzedzał pochód, ja zaś z Meltonem szliśmy na tyłach w znacznem oddaleniu, Przebiegłemu Wężowi skrępowaliśmy ręce na plecach. Aczkolwiek darzyłem go zaufaniem, sądziłem jednak, że zbytek przezorności nie zawadzi. Umieściłem go pośród emigrantów.
Oczywiście, poprzednio zasypaliśmy jaskinię. Gdy pochód się oddalił dostatecznie, wróciłem po Meltona. Odwiązałem go od skały, lecz z powodu panującego mroku związałem mu ramię rzemieniem, przymocowanym do mego ramienia. Ponieważ pamiętał jeszcze ciosy kolbą, więc szedł ze mną potulnie.
Zmierzałem tą samą drogą, którą przybyłem, a więc w kierunku południowym. Wiedziałem, że w tę właśnie stronę podążył Mimbrenjo.

50