Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/99

Ta strona została skorygowana.

nie będzie przywiązywał wagi do bredni pijanego. Wasze dowody spoczywają na kruchych podstawach, sir. Niech się zjawi sędzia; staniemy przed nim spokojnie.
— Niestety, to prawda. Wprawdzie możemy przysiąc, ale zmarnowalibyśmy tyle drogiego czasu z wami i z sędzią, że wolimy tego poniechać.
Najlepsza to myśl, jaką mogliście powziąć, spodziewam się zatem, że uwolnicie nas z więzów!
— Nie tak gwałtownie, sir! Musimy jeszcze zamienić słówko.
— Ale szybko! Czego chcecie jeszcze?
— Zapłaty za wołu, któregoście zarznęli.
— Co was obchodzi ten wół!
— Bardzo nawet. Przyłączyliśmy się bowiem do wychodźców. Jadą w góry, aby chwytać w sidła niedźwiedzie i bobry, podobnie jak my. Wobec tego łączy nas wspólność interesów i, co z tego wynika, obowiązkiem naszym jest dbać o wspólne dobro.
— A jednak nic wam do tego! — gniewał się Buttler. — Nic wam nie damy!
— Bagatelka! Nie dacie, sami weźmiemy. Jaka jest cena owego wołu, master Butteler?
— To nas nie obchodzi! Nie mamy już pieniędzy. Sami wiecie, że straciliśmy wszystko na zakładach.
— To też chcieliście odbić sobie straty —

97