Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/110

Ta strona została skorygowana.

westmanowi z oczekiwaniem, ciekawi, czy wpadnie w dołek, który wykopał był pod kantorem. Frank zapędził się w pasji i bez namysłu wypalił:
— Ponieważ jest pan duchowo drobniutki, ja zaś jestem ową wielkością. Jeśli pan zechce się przyrównać do mnie, to bezwarunkowo pękniesz, gdyż w stosunku do mojej wiedzy, umiejętności i erudytacji jest pan małą żabą, podczas gdy ja jestem w tych wszystkich dziedzinach wielkim wo — — —
Urwał w połowie zdania; połapał się, niestety, za późno.
— Wielkim wołem! — dokończył kantor. — Nie chcę się z panem o to certować.
Rozległ się głośny, iście homeryczny śmiech. Frank krzyczał wściekle, ale z tym skutkiem, że śmiano się jeszcze głośniej i dłużej. Wreszcie zerwał się i ryknął na całe gardło:
— Stulcie pyski, krzykacze! Jeśli się nie przymkniecie, to zmiejsca wyjeżdżam i zostawiam was na łasce losu!
Nikt nie zważał na tę groźbę, i śmiech rozpoczął się odnowa. Nawet przyjaciel i kuzyn ciotka Droll śmiał się tak, że gruby brzuch trząsł się wraz z rękoma, które na nim spoczywały. Do reszty rozjuszyło to Hobble-Franka. Wymachując ściśniętemi pięściami, zawołał wezbranym wściekłością głosem:
— No dobrze! Nie chcecie słuchać, to po-

108