Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/129

Ta strona została skorygowana.

— Masz słuszność — odpowiedział Sam.
— Dlaczego?
— Ponieważ powietrze tak szybko i raptownie ochłodło.
— A więc burza?
— Obawiam się, że tak.
— Ależ z wielką przyjemnością. Po takiej suszy i upale burza jest tylko delicją!
— Dziękuję! Burze w tych stronach objawiają się inaczej, niż sądzisz. Bywa, że przez upalne miesiące nie pada ani kropla wody; zdarzało się nawet, że upłyną dwa lata bez deszczu. Natomiast, skoro rozsroży się burza, bywa naprawdę straszna. Starajmy się czem prędzej dotrzeć do puebla.
— Jak daleko stąd?
— Za pół godziny przybędziemy.
— A więc niema niebezpieczeństwa. Nie widać jeszcze ani chmurki na niebie; upłyną godziny, zanim na górze się ściemni.
— Jesteś w błędzie! Wystarczy kilka minut, aby błękit nieba sczerniał. Mógłbym, co więcej, twierdzić, że czuję już elektryczność, która się zebrała w powietrzu. Przyjrzyj się tylko mojej Mary, jak się spieszy, jak wydęła chrapy, jak strzyże uszami i macha ogonem! To roztropne bydlę; przeczuwa, co się święci.
Istotnie, stary muł rwał z kopyta i okazywał jawny niepokój. A przecież człowiek niedoświadczony nie dostrzegłby nic groźnego.

127