Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/104

Ta strona została skorygowana.

— Tak, Sam Hawkens i Dick Stone i Will Parker — potwierdził Old Shatterhand. — Czy wciąż jeszcze sądzisz, że Wielki Duch pozbawił mnie rozumu? Albo może się myliłem, twierdząc, że łatwo nam będzie uwolnić jeńców? Odwróciliśmy oszczep i skierowali go przeciwko wam. Wasi więźniowie są wolni, a wy jeszcze uwięzieni. Żaden z twoich wojowników nie zdoła opuścić puebla, ponieważ oblegamy je, i bez wahania zastrzelimy każdego, kto spróbuje umknąć. Teraz przywiążemy was do koni. Radzę wam nie opierać się, jeśli nie chcecie uczuć chłodu naszych kling!
Sam, Dick i Will zeskoczyli z koni i wpadli, na jeńców, którzy byli tak oszołomieni, że nawet nie pomyśleli o sprzeciwie, zresztą i tak daremnym. Przywiązano ich do koni, poczem puszczono się w drogę powrotną. Na miejscu, pod pueblem, spętani Indjanie musieli zejść z koni i zostali oddani pod straż. Mimo ciemności przekonali się, że wszyscy ich jeńcy byli wolni. Łatwo sobie wyobrazić zgryzotę wodza.
Biali, zwłaszcza niektórzy — ludzie żywszego temperamentu, pragnęli spędzić noc na rozmowach. Spotkali się jednak ze sprzeciwem Old Shatterhanda. Zwrócił im uwagę, że nazajutrz oczekuje ich długa i szybka jazda, i skłonił wychodźców do ułożenia się do snu, oczywiście z wyjątkiem luzującej się co godzina warty.
Noc upłynęła spokojnie. Pueblosi nie ważyli

102