Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/88

Ta strona została skorygowana.

Wsunął strzelbę do otworu. Po kilku sekundach odzyskał ją zpowrotem.
— To prawda! — oświadczył Sam. — To pan we własnej osobie, sir! Dzięki Bogu, że pan przychodzi, stary przyjacielu. Nie mogliśmy się wydostać. Jedyna nadzieja ratunku prowadziła do gorącej rozprawy, a nie chcieliśmy przelewać krwi. Jak zamierzacie nam pomóc?
— Czy nie możecie wyjść górą?
— Nie. Otwór jest zamknięty.
— Nie macie drabiny?
— Łotry ją zabrali.
— A broń?
— Mamy — nie mogli odebrać. Później wam opowiem, jak się dostaliśmy do tego przytulnego gabinetu.
— Musieliście postępować bardzo dowcipnie; to istny majstersztyk dla takich ludzi, jak wy. Kto tu z panem siedzi?
— Dobrzy znajomi: Stone, Parker, Hobble-Frank I tak dalej.
— Dzieci?
— Niestety!
Well! Więc słuchajcie, co powiem! Z początku wydacie nam dzieci, ale mają zachować absolutną ciszę. Później kobiety, które — należy się spodziewać — również nie zakłócą milczenia. Następnie pójdą ci, którzy nie znają Zachodu i mają niewiele doświadczenia. Trzeba, aby oni przedewszystkiem znaleźli się na wolności. Unie-

86