Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/117

Ta strona została skorygowana.

— Nie uszła mojej uwagi zażyłość pana z Old Shatterhandem. Spełni każdą pana prośbę. Namów go pan, aby zaśpiewał jakąś pieśń, chociażby jedną tylko strofę! Zgoda?
— Nie, drogi przyjacielu, nie mogę go o to prosić; ślicznieby mnie osadził, a jakże! Spróbuj pan sam. Zresztą, mówi pan stale o muzyce, a nie o tekście. Czy nie zna go pan?
— Nie.
— No, w takim razie nie wolno panu tracić czasu. Zwróć się czem prędzej do poety obdarzonego talentem!
— Sądzę, że sam stworzę podobny tekst. Zresztą, napróżno szukałbym tutaj poetów.
— Tak? Do kroćset! Sądzi pan zatem, że niema tu poety?
— Tak.
— Słuchaj pan, ulegasz optycznemu złudzeniu, z którego muszę pana wyleczyć. Jest między nami poeta.
— Naprawdę? Kogo pan ma na myśli? Hobble-Frank skierował palec ku piersi i z naciskiem rzekł:
— Siebie.
— Ach, pan? Czy pisze pan poezje?
— A jakie!
— Nieprawdopodobne!
— Ach, co tam nieprawdopodobne! Umiem

115