Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/103

Ta strona została skorygowana.

Zleźli z drzew. Wkrótce zapadł zmierzch. Obaj mężowie puścili się w najeżoną niebezpieczeństwami drogę. Z początku wzrok sięgał na odległość sześciu bo ośmiu kroków. Skoro się jednak zbliżyli do Zimowej Wody, było już tak ciemno, że nie mogli ufać oczom, i musieli zdać się na zmysł dotyku.
Chelly płynęła tu prawie ze wschodu na zachód. Napomknęliśmy, że Zimowa Woda ciągnęła się z południa na północ; a zatem przecinała rzekę pod kątem prostym. Brzegi obu łożysk były obrębione drzewami i zagajnikami dosyć wysokiemi. Od brzegu do powierzchni Chelly można było naliczyć sześćdziesiąt stóp. W obecnej porze roku Zimowa Woda składała się z kijku kałuż, nie utrudniających przejścia. Lecz nad ujściem grunt był bardzo skalisty i brzegi spadały tak stromo, że niepodobna było zjechać konno. Kto chciałby się przeprawić na drugą stronę, musiał raczej jechać wzdłuż brzegu do miejsca bardziej pochyłego, do jedynego brodu, który był zarazem najdogodniejszym terenem do napadu, czy zasadzki. Tutaj powinien był wróg czekać, aby w stosownym momencie zamknąć sidła.
Nijorowie nie obozowali jednak nad tym brodem. Obsadzili drugi — lewy — brzeg aż do ujścia. Kto chciał napoić konie, musiał zawrócić do brodu i następnie, posuwając się suchym łożyskiem Zimowej Wody, dotrzeć do ujścia Chelly. Była to dosyć uciążliwa wędrówka. Wygodniej

101