Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.
V
SĄD HONOROWY

Trzej oficerowie pozostali dłuższy czas po odjeździe Sternaua na placu boju; zmusiły ich do tej zwłoki rany rotmistrza i porucznika Pardera. Porucznik miał rękę zupełnie zdruzgotaną, ale krwawienie nie było zbyt silne. Zwyczajny opatrunek chwilowo wystarczył. Inaczej rzecz się miała z rotmistrzem. Rany na palcach krwawiły obficie, rana zaś postrzałowa, która przeszyła ramię i nie przedstawiała się napozór groźnie, naruszyła, zdaje się, arterię. Tamowanie krwi szło więc z wielką trudnością.
Podczas opatrunków mówiono skąpo, a nieliczne słowa, które padały, zaprawione były śliną wzburzonej żółci.
— Ktoby to przypuszczał — rzekł Pardero.
— Tak; nie spodziewałem się, że w niezgrabności będzie pan strzelał do mnie, — przerwał rotmistrz.
— Ja? Pan przecież słyszał, jak się rzecz miała. Ten Sternau jest fechtmistrzem i strzelcem, jakiego chyba już nie spotkamy na świecie.
— No, i takiego strzelca, jak pan, nie spotkamy.
— Niechże się panowie nie sprzeczają — rzekł sekundant, który musiał sam obydwóch opatrywać. — Zręczność Starnaua we władaniu szablą i strzelaniu jest

119