Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

swego pokoju, by napisać raport dla Juareza i wysłać go jak najprędzej. A potem, pożegnawszy serdecznie mieszkańców hacjendy, odjechał ze swoim szwadronem. —
Trudno opisać stan Verdoji i Pardera, zamkniętych w jednym pokoju. Rotmistrz wrzał cały od gniewu, czuł się się bowiem najokrutniej upokorzony i najokrutniejszej łaknął zemsty. Starał się jednak nad sobą zapanować, aby Pardero, który wyglądał przez okno, niczego nie zauważył.
— Dwaj vaquerzy stoją przed domem — rzekł Pardero. — Obydwaj uzbrojeni od stóp do głów. Strzegą nas, abyśmy nie uciekli. Ale, rotmistrzu, niechże mi pan wytłumaczy swoje zachowanie.
— Co takiego? — zapytał Verdoja, napozór spokojnie.
— Zostaliśmy w niesłychany sposób zelżeni i upokorzeni, a pan się poddał decyzji. Zaczynam wątpić w prawdę informacyj, których mi pan udzielił. Mówił sennor o opiece wysoko postawionej osoby, o zapłacie, którą miałem otrzymać...
— Pardero, czy mam pana nazwać głupcem? Czy nie widzisz sennor, że to całe zajście jest przejściowe, że to jedynie epizod, nieprzyjemny wprawdzie, ale w gruncie rzeczy obojętny dla nas. Ten świeżo upieczony rotmistrz ma wprawdzie prawo tak czynić, jakeśmy to widzieli, ale to, co dziś tracimy, odzyskamy jeszcze stokrotnie. Mam rozkaz unieszkodliwić pewne osoby, bez względu na okoliczności, i stanie się to, choć chwilowo muszę znosić tego rodzaju przykrostki. Nagroda będzie zato obfitsza.
— Czy jest pan tego pewny? W jaki sposób będzie-

139