Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

jesteśmy; pracujemy, jak się nadarzy zarobić na kawałek chleba.
— Obojętny wam sposób i charakter zarobku? Chcecie zapracować u mnie na kawałek chleba?
— Jesteśmy teraz w służbie u sennora Corteja.
— Ustąpił mi was.
— Oho! — brzmiała odpowiedź. — Czy to prawda sennor Cortejo?
— Tak — odparł tamten.
— Na to nie macie prawa. Jesteśmy ludzie wolni. Przyrzekliście, że będziemy mogli pomścić towarzyszy.
— Nie mam czasu was poprowadzić; ten sennor mnie zastąpi.
— Tak — rzekł Verdoja. — Kto z was stanie do mej dyspozycji, ten odprowadzi mnie do hacjendy del Erina.
— Razem z waszymi ułanami?
— Nie. Pojedziecie za nimi. Czy hacjendę otaczają wały?
— Owszem, bardzo mocne.
— Więc dobrze. Dziś o północy — do tego czasu bądźcie w ukryciu — niechaj przybędzie jeden z was pod wał południowy. Będę tam czekał i dam instrukcje.
— A jak z zapłatą?
— Cena taka sama, jaką dawał sennor Cortejo.
— Zgoda. Czy już możemy wyruszyć?
— Nie. Juarez nie wydał jeszcze poleceń.
Po tem oświadczeniu Verdoji, oddalili się najemnicy. Nie wszyscy byli zadowoleni ze zmiany, która zaszła. Część postanowiła przyłączyć się do wojsk Juareza. — Kiedy Verdoja poszedł do kwatery przywódcy, ten polecił mu sprowadzić Corteja.

52