Strona:Karol May - La Péndola.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

Podał rękę młodemu człowiekowi. Uścisnąwszy ją, Mariano odparł:
— Oh, mylordzie, opieka moja nie byłaby w stanie uwolnić miss Amy od niebezpieczeństwa. Jestem chory i nie potrafiłbym okazać się prawdziwym rycerzem.
Jego zmęczone oczy nabrały blasku; na blade policzki wystąpiły rumieńce. Lord, poruszony już słowami Sternaua, uczuł teraz na widok cierpiącej twarzy Mariana wielką litość. Trzymając jego wychudzoną rękę w swej dłoni, rzekł łagodnie i przyjaźnie:
— Potrzebuje sir opieki i wypoczynku. Czy znajdzie je pan tutaj, w tym obcym domu?
— Mam nadzieję, mylordzie.
— Płonna nadzieja. Oberża meksykańska to nie miejsce dla chorego. Niech więc pan pozwoli, abym go zabrał do swego domu.
Oczy Mariana zabłysły szczęściem.
— Mylordzie, — rzekł — jestem biednym, usuniętym poza nawias życia człowiekiem; nie mam odwagi korzystać z pańskiej uprzejmości i dobroci.
— Doktór Sternau opowiedział mi cośniecoś o pańskich losach i właśnie dlatego pragnę pana przekonać, że nie jest sir, mimo ubóstwa, poza nawiasem życia. A więc zgoda?
Mariano spojrzał z namysłem na Sternaua, poczem odparł:
— Mylordzie, nie chciałbym rozstawać się z mym przyjacielem.
Dryden odparł z uśmiechem:
— Ależ to się rozumie samo przez się, iż doktór Sternau pójdzie razem z panem. Przypuszczam, że i pan

116