Strona:Karol May - La Péndola.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdechła? Do pioruna! Od czegóż to? Była przecież zupełnie zdrowa.
— Była, była...
— No cóż się z nią stało? Przejadła się, he?
— Tak, panie kapitanie, właśnie... przejadła się ewentualnie...!
— Do licha! A czemże się przejadła?
— Przejadła się... Kulą, panie kapitanie.
— Matołku, pies nie jada przecież kul.
— Panie kapitanie, jestem ostatnim osłem. Nie miałem odwagi się przyznać, ale powiem teraz prawdę: to moja kula.
— Do stu par bomb! Czy pies dostał wścieklizny, żeś go musiał zabić?
— Nie, to ja się wściekłem i dlatego zabiłem psa zamiast lisa.
— Tak, tak. Stary strzelec położył psa, a mały smarkacz ubił lisa.
— Więc pan kapitan już wie? Nie zasługuję na nic więcej, jak na wydalenie ze służby.
— Wyrzuciłbym cię bez wahania, ale musiałem dać słowo temu spryciarzowi Kurtowi, że cię nawet nie wyłaję.
— Kurtowi? A to dzielny chłopak. Tego mu ewentualnie nie zapomnę.
— No, mam nadzieję. Myślał tylko o tem, aby ci oszczędzić przykrości. Gdzież jest Waldina?
— Pochowałem ją w ogrodzie ze wszystkiemi honorami. Była ich warta.
Zanim kapitan zdążył odpowiedzieć, wjechał na podwórze powóz, w którym siedział komisarz policji

30