Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.
—   23   —

— To dobrze, to bardzo dobrze, — rzekł zadowolony, — gdyż jeśli kto nie chce słuchać moich rozkazów, to go zabijam lub wypędzam.
Kolacja przeszła w milczeniu, poczem Omar poprosił o wodę.
— Czy wy tylko wodę pijacie? — zapytał Abdahan zdziwiony.
— Nie, — zaśmiał się Omar, — pijamy wszystko, prócz trucizn.
— I wino?
— A dlaczegóżby nie?
— Koran zabrania.
— Nieprawda! — zawołał urwis. — Koran zabrania się upijać. Jeżeli więc tylko potraficie się nie upić, nie popełniacie grzechu, pijąc.
— Na Allacha, ma rację! — zawołał uradowany effendi i natychmiast kazał przynieść dzban wina, owego wschodniego wina, trzymanego po lat kilka w zamkniętych naczyniach glinianych dla dodania mu mocy.
Omar i ja zaledwie maczaliśmy usta w niebezpiecznym płynie, pięciu jednak towarzyszów nie odznaczało się wcale wstrzemięźliwością. To też po niejakim czasie języki im się rozwiązały i jeden przez drugiego zaczęli nam opowiadać jakieś niebywałe pijackie historje.
— Czy pamiętasz ten cudowny napój, który w zeszłym roku przyrządzał kucharz owego podróżującego anglika, — rzekł Abdahan effendi. — Nie wiem, jak go robił, ale było to coś tak wybornego,