Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/157

Ta strona została skorygowana.
—  135  —

— Well, niech tak będzie. Przynajmniej co do mnie, to będę się starał, żeby nie zaszło nic takiego, coby nas rozdzieliło.
Naciągnął się, wyprostował, zbadał stawy w rękach i nogach, i mówił dalej:
— Spałem dobrze, a skutki więzów zniknęły już zupełnie. Co teraz poczniemy?
— Zawezwiemy wodza, by mu powiedzieć, czego odeń żądamy, a potem wyślemy pojmanego Indyanina do obozu.
— A zanim wróci, podjemy sobie tego na śniadanie — wtrącił Old Wabble. — Nacóż sprowadziłbym tyle mięsa? Kto ma jeść, niech je, th’ is clear. A może ktoś ma coś przeciwko temu?
Nikomu ani przez myśl nie przeszło sprzeciwiać się temu argumentowi. Old Surehand poprosił mnie, żebym prowadził rokowania z Wupą Umugi. Ponieważ jednak chodziło tutaj o niego, sądziłem, że powinien sam podyktować wodzowi swoje warunki. Old Surehand zrobił to, a Wupa Umugi nie ociągał się ze zgodą, widząc, że może wyjść ze sprawy dogodniej. Potem rozkrępowaliśmy Komancza, pochwyconego wczoraj przez Old Wabble’a. Po otrzymaniu od wodza odpowiednich rozkazów poszedł Indyanin, by je wypełnić. Następnie nadszedł czas zjedzenia śniadania.
W dwie godziny mniej więcej zobaczyliśmy posła, wracającego z kilku czerwonymi. Prowadzili konia Old Surehanda, przynieśli jego broń i inne przedmioty — nawet kapelusz z szerokiemi kresami, który był został na wyspie. Gdy oświadczył, że nic nie brakuje, wypuściliśmy im wodza. Właściwie chcieliśmy na nim wymódz przyrzeczenie, że nadal dochowa pokoju, ale wiedząc, że nie dotrzyma słowa i że to żądanie przedłużyłoby bardzo układy, wyrzekliśmy się tego. Gdy zdjęliśmy z niego więzy, oddalił się na kilka kroków, lecz potem odwrócił się i powiedział do mnie:
— Blade twarze zawarły z nami pokój; pytam, jak długo ma to trwać?