Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/28

Ta strona została skorygowana.
—  274  —

wymknąć, a to nie śmie być. Czy ja nie mam słuszności, mr. Shatterhandzie?
Odwróciłem się do pytającego i odrzekłem:
— Tak. Niech sobie mr. Cutter mówi! On nie zna zamiarów Winnetou, więc nie można mu brać tego za złe, że uważa nasze postępowanie za błędne.
Stary spojrzał na mnie pytająco. Chciałby był wiedzieć, co miałem na myśli, ale nie śmiał się spytać; powiedziałem mu więc z własnej chęci:
— Winnetou wie mianowicie, że o godzinę drogi stąd znajduje się zagłębienie, przez które wiedzie droga do oazy Bloody Foxa. Jest ona dość długa i głęboka, tak, że kto się w niej znajduje, nie może widzieć tego, co się dzieje na wyżej położonej płaszczyźnie pustyni. Puścimy Komanczów aż do tej dolinki i nie dalej.
Tu wtrącił Apacz:
— Mój brat chce mi przysporzyć sławy, która mi się nie należy, bo plan pochodzi od niego. Mówił o nim jeszcze wczoraj wieczorem przed zaśnięciem.
— Nie; to ty o nim mówiłeś — odparłem.
— Chciałem mówić, lecz ty mnie uprzedziłeś.
— Stało się więc to, co zawsze i wszędzie, mianowicie, że mój brat myśli zupełnie tak samo, jak ja.
— Tak, moje myśli są twojemi a twoje mojemi, ponieważ piliśmy naszą krew i nie mamy dwu serc, lecz jedno. Stanie się tak, jak pomyśleliśmy obaj. Za godzinę weźmiemy Komanczów do niewoli w dolinie z piasku.
— I żaden z nich nie zdoła przedtem przemówić?
Kiedy wymówiłem to pytanie, spojrzał na mnie Winnetou w chwilowem zdziwieniu, lecz zaraz potem dodał:
— Czy mój brat chce wypytać młodego wodza?
— Tak.
— Czy sądzisz, że powie ci, co zechcesz wiedzieć?
— Tak.
— Sziba Bigh jest wprawdzie młody, ale mimo to sprytny. Wiem, że Old Shatterhand umie stawiać