Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/149

Ta strona została skorygowana.
—  133  —

— Nie mam nic przeciw temu, Dicku, jeśli sądzisz, że znalazł drogę właściwą. Czy nie weźmiesz sobie jego skóry?
— Czy ją wezmę, czy nie, to wszystko jedno, ale zdjąć ją trzeba, to pewne!
Ażeby dostać się do poległego, musiał przejść koło dwu obcych, którzy stali obok siebie, wypoczywając po walce.
— Jakem Jean Letrier, kapitanie, to było starcie, jakie można przeżyć tylko na Dzikim Zachodzie — usłyszał francuskie słowa. Zbyt jednak zajęty był na razie swoim zamiarem, ażeby przywiązywać do nich jaką wagę.
Zdjąwszy skalp z zabitego i wróciwszy w pobliże zatrzymanego pociągu, ujrzał Sama Fireguna, stojącego obok tych dwu ludzi.
— Dicku Hammerdullu — zapytał Firegun — czy to prawda, że tych dwu ludzi spotkałeś u mr. Winklaya?
Well, tak jest, kolonelu!
— Trzymali się dobrze i przynoszą ci zaszczyt. Ale dlaczego zabrałeś ich z sobą? Wszak znasz moją wolę co do nowych znajomości! Nie chcę widzieć u nas nowych twarzy.
All right, sir, ale ten, który się nazywa Henryk Sander, twierdził, że jesteście jego stryjem.
— Jego stryjem? Czy oszalałeś?
— Hm, czy oszalałem, czy nie, to wszystko jedno. Mieliśmy z sobą małą sprzeczkę, a ja trzymałem już ostrze noża na jego gardle, lecz on mię zapewnił, że wy nie bardzo bylibyście wdzięczni, gdyby mu ostrze było poszło trochę głębiej w ciało. Wybadajcie go sami, kolonelu!
Słynny odszukiwacz ścieżek przystąpił do nich i zapytał:
— Czy przybyliście ze starego kraju?
— Tak — odrzekł Sander.
— A czego szukacie na preryi?