Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/156

Ta strona została skorygowana.
—  140  —

Zaczęli nadsłuchiwać i usłyszeli lekki szelest, który zwolna zanikł.
— Do wszystkich dyabłów! Ktoś nas podsłuchał! — szepnął Sander do towarzysza.
— Zdaje się — odrzekł Wolf równie cicho. — Ale kto?
— Albo sam Firegun, albo ktoś inny. Zaraz się dowiem, kto to był.
— W jaki sposób?
— Zakradnę się do Fireguna. Jeśli nie leży na swojem miejscu, to był to on sam.
— A jeśli to był ktoś inny?
— To przyjdzie do Fireguna, aby mu donieść, co usłyszał. W obu wypadkach uda mi się zdobyć potrzebną wiadomość. Do kroćset piorunów! Gdyby ci ludzie nabrali podejrzenia, to byłoby źle! Leż tutaj cicho i czekaj, póki nie wrócę!
Wyciągnął się na ziemi i zaczął zręcznie i niedosłyszalnie czołgać się przez trawę ku miejscu, na którem położył się Firegun. Leżał tam jeszcze, ale z drugiej strony nadszedł cichym krokiem Dick Hammerdull, pochylił się nad nim, obudził go i rzekł:
— Wstańcie, kolonelu! Bądźcie jednak cicho, całkiem cicho!
Pomimo że Hammerdull mówił szeptem, nie uszło uwagi Sandera ani jedno słowo, bo miał słuch bardzo bystry i leżał całkiem blizko.
— Co jest? Co się stało? — spytał Firegun.
— Cicho, cicho, żeby tamci nie usłyszeli! Powiedziałem wam, sir, że będę uważał. Uderzyło mnie to, że Henryk Sander i Piotr Wolf (dyabelnie chropawe nazwisko) położyli się spać tak daleko od nas. Nabrałem podejrzenia i spróbowałem ich podsłuchać! Udało mi się dojść do nich tak blizko, że głowa moja leżała prawie między ich ciałami.
— Czy usłyszałeś co?
— Czy usłyszałem co, czy nie, to zupełnie wszystko jedno. W każdym razie dowiedziałem się, że Sander jest dowódcą opryszków.