Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/166

Ta strona została skorygowana.
—  150  —

gospodarza o mnie. Otrzymawszy wyjaśnienie, odwrócił się Polter do mnie i rzekł:
— Słyszę, sir, że jesteście ajentem Indyan. Czy wracacie już od czerwonych, czy dopiero udajecie się do nich?
— Jadę dopiero, mr. Polter — odrzekłem.
— Sam?
— Towarzyszą mi ci ludzie.
— W górę Arkanzas.
— Nie. Pojedziemy najpierw do Sama Fireguna.
Halloo! To jedziemy tą samą drogą! Czy pojechalibyście z nami?
— Bardzo chętnie.
— To bądźcie tacy dobrzy i zarzućcie przy tym stole kotwicę! Jako ajent Indyan znacie z pewnością dobrze Zachód, dlatego możemy wam zaufać. Jeśli macie jechać z nami, to musicie wiedzieć, co tu robimy i czego chcemy od Sama Fireguna. Przyjdźcie więc tutaj i zajmijcie miejsce przy nas!
Usiadłem przy nich i dowiedziałem się następującej rzeczy. Jeden z nich trzech, mianowicie blondyn, spotkał się pod Van Buren z rówieśnikiem, który tak samo, jak on, dążył na Zachód. Ten mu się podobał, dlatego blondyn przedstawił mu w nieostrożnem zaufaniu wszystkie swoje stosunki i zamiary. Mieszkali razem przez dwa dni i spali w jednym pokoju. Kiedy Henryk Wallerstein (tak bowiem nazywał się blondyn) zbudził się na trzeci dzień rano, nie zobaczył już swego znajomego. Razem z nim zniknęły w nocy z kieszeni Wallersteina nietylko legitymacye i listy, lecz także pieniądze, zegarek, wogóle wszystko, co tylko miało jakąś wartość. Wallerstein, ogołocony z wszelkich środków, nie mogąc jechać dalej, ani nawet zapłacić gospodarzowi, udał się w rozdrażnieniu na policyę, która w odpowiedzi wzruszyła tylko litośnie ramionami. Kiedy rozczarowany przyszedł do oberży, posłał go gospodarz do pewnego obcego, który był właśnie przyjechał, radząc mu zapytać go, czyby mu w jakiś sposób nie