Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/231

Ta strona została skorygowana.
—  209  —

uzbrojeni. Nad Rio Grande leży reszta broni, odebranej wczoraj Komanczom.
— Walczyliście już wczoraj?
— Tak. Spotkaliśmy wakera i dowiedzieliśmy się od niego o bliższych szczegółach. Zabiliśmy jego prześladowców i postanowiliśmy was także wyswobodzić.
— Dwóch przeciwko tylu! — dziwiła się.
Gdy zbiegowie dostali się nad Rio Grandę, zostawili pogoń tak daleko za sobą, że im całkiem z oczu zniknęła. Broń zastrzelonych Indyan leżała jeszcze na miejscu, rozdzielono więc ją pomiędzy tych, którzy broni nie mieli. Z ocalonych mężczyzn trzej byli wakerami, a jeden majordomo, czyli marszałek domu.
— Co poczniemy teraz? — spytał ten ostatni. — Czy zaczekamy na Indyan, ażeby im dać pamiątkę? Mamy teraz ośm strzelb.
— Nie, przeprawimy się przez wodę. Po tamtej stronie będzie dla nas rzeka linią obronną. Panie usiądą w łodzi — rzekł Helmers.
Tak się stało. Majordomo popłynął z paniami na drugą stronę, a reszta przedostała się przez wodę na koniach. Wszystko odbyło się szczęśliwie, a kiedy wydostano się na drugą stronę, zatopiono kanoe i poczyniono przygotowania do obrony. Podczas tego trzymała się Ema Arbellez ciągle boku Helmersa.
— Czemu dalej nie jedziemy, sennorze? — zapytała.
— Roztropność na to nie pozwala — odpowiedział. — Ściga nas nieprzyjaciel, przewyższający nas znacznie pod względem liczby.
— Ależ mamy ośm strzelb! — rzekła odważnie.
— Przeciwko pięćdziesięciu nieprzyjacielskim. Zważ, pani, że mamy bronić kobiet!
— Sądzi więc pan, że powinniśmy zaczekać, aż nas tu oblegną?
— Nie. Komancze pomyślą, że po przeprawieniu się ruszyliśmy dalej natychmiast. Pójdą więc odrazu do wody, a gdy ich będzie dość w rzece, przerzedzimy ich szeregi tak, że zaniechają pogoni.