Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/35

Ta strona została skorygowana.
—  23  —

jasne. A może wy wciąż jeszcze chwytacie strzelbę o pięć minut za prędko?
— Bądźcie spokojni, sir! Tim Kroner poprawił się i nie zrobi wam wstydu.
Well, spodziewam się tego! Ale niema drugiej siekiery, gdybyście chcieli zabrać się do roboty. Trzebaby pójść po nią do Smoky-Hill, a przy tej sposobności możnaby przynieść trochę amunicyi, która mi się już wyczerpuje.
— Daleko to stąd?
— Dobre dwa dni drogi. Rzecz dałaby się jednak załatwić prędzej. Możnaby przyczepić do tratwy jeszcze jedno pole, aby była odporniejsza i żeby lepiej było nią kierować, a potem popłynąć z prądem, co wymaga tylko jednego dnia czasu. Pnie zostawi się tam na kotwicy, a potem przyczepi się je z tyłu.
— To ja pojadę po te potrzebne nam rzeczy.
— Wy? A potraficie kierować tratwą?
— Jeśli ją będę miał, to potrafię, w przeciwnym razie nie. Tratwa będzie dość mała, przeto jeden człowiek da sobie radę.
— Ale powrót będzie niebezpieczny, jeśli Indyanie nie pójdą gdzieś indziej. Dziwi mnie to, że dotychczas nie odwiedzili mnie jeszcze.
— Ja sądzę, że dobrze wykonam swoje zadanie.
— W takim razie zgoda. Wypocznijcie z podróży, a ja zabiorę się zaraz do roboty, bo tratwa musi być jutro gotowa.
— Nie jestem zmęczony i mogę wam pomóc.
Bounce! Widzę, żeście się stali pożytecznym człowiekiem. Come one zatem, do dzieła!
Nazajutrz rano płynąłem już z wodą. Rzeka była zawsze wolna i miała spad tak dobry, że już wieczorem ujrzałem przed sobą fort. Skręciłem ku brzegowi, przymocowałem pnie do brzegu i poszedłem ku ogrodzeniu, otaczającemu domy drewniane, zwane tutaj fortecą.
U wejścia stał żołnierz na straży. Pozwolił mi