Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/199

Ta strona została skorygowana.
—  439  —

trup. Poznał przeciwnika, któremu nie dorównywał ani w połowie!
— Chodźno, mój chłopcze! Powiem ci, że wybiła twoja ostatnia godzina.
Chwycił go za czuprynę i biodra, poderwał w górę i rzucił nim z taką siłą o tylny maszt, dokoła którego wrzała teraz zacięta walka, że aż zatrzeszczało, a Letrier jakby roztrzaskany padł na pokład. Obaj myśliwcy przyszli zapóźno.
Wreszcie stracili korsarze nadzieję zwycięstwa i złożyli broń, chociaż nie mogli sobie tem zasłużyć na łaskę.
Wielogłośne „hurra“ zabrzmiało na pokładzie, a „Swallow“ odpowiedziała armatnimi strzałami. Złożyła nowy dowód, że sława, którą się cieszyła, słusznie się jej należała.
A teraz, gentlemani, zrobimy trzeci skok, ostatni, ale największy, bo z nad Oceanu Spokojnego aż do Hoboken, siostry Nowego Jorku. Tam, podobnie jak tu, znajduje się także powszechnie lubiana pani Thick, poważana wysoce przez zajeżdżających do niej żeglarzy. Tożsamość nazwiska nie zawiera w sobie nic uderzającego, ponieważ amerykański żeglarz nazywa panią Thick każdą zażywną gospodynię. U hobokeńskiej oberżystki był Piotr Polter szczególnie ulubionym gościem.
W dniu, który mam na myśli, obracała się ogólna rozmowa w jej lokalu około politycznych i wojennych nowin. Powstanie południowych Stanów rozszerzało się z dnia na dzień, a szczęście sprzyjało szczególnie baronom niewolnictwa. Tylko odosobnione małe epizody pozwalały się spodziewać, że Północ zdobędzie sobie jeszcze przychylność zawodnej bogini wojny. Im rzadziej zdarzały się takie wypadki, z tem większą radością przyjmowali wiadomości o nich ci, których zapatrywania zgadzały się zarówno z humanitarną, jak energiczną polityką prezydenta Abrahama Lincolna.
Wtem otwarły się drzwi i weszło kilku marynarzy w dobrem widocznie usposobieniu.