Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/81

Ta strona została skorygowana.
—  327  —

— Ja nie jestem chrześcijaninem, a Komancze także nie. To wrogowie Mizteków, a krokodyle cierpiały głód już oddawna. Czyż mają trupy zapowietrzyć hacyendę?
— Hm, to słuszne! Czyńcie, co chcecie!
— Czy mogę zatrzymać przy sobie jeszcze na dziś tych dwudziestu wakerów?
— Na co?
— Zaniosą martwych Komanczów do stawu z krokodylami.
— Odstępuję ci ich, jeśli to prawda, że nas już nikt nie napadnie.
— A jak tam z naszym bratem, Grotem Piorunowym?
— Zbudził się nareszcie.
— To zobaczymy się z nim.
Obaj wodzowie weszli do domu. Mizteka zaprowadził Apacza do pokoju siostry, gdzie złożył złoto i inne klejnoty, przeznaczone dla Helmersa. Zastali tam Karję, leżącą w hamaku i patrzącą sztywnie przed siebie. Zauważywszy wchodzących, zerwała się i zapytała:
— Przybywacie? Jako zwycięzcy?
— Tak.
— A on? Czy krokodyle go pożarły?
— Nie — odparł Czoło Bawole, przypatrując się jej badawczo.
— Nie? — odezwała się, a twarz jej spochmurniała. — Pozwoliliście więc umknąć temu, który podpadł mojej zemście?
Czoło Bawole był zadowolony. Widział, że siostra myśli tylko o zemście.
— Psy Komancze — rzekł — uwolniły go, a powiesiły mego brata, wodza Apaczów, na jego miejscu, ażeby go krokodyle połknęły.
Indyanka spojrzała ze zdumieniem na Apacza. U pasa jego zobaczyła kilka nowych skalpów. Po raz pierwszy objęła okiem piękną wojowniczą postać Serca Niedźwiedziego, a na myśl, że krokodyle mogły go