Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/174

Ta strona została skorygowana.
—  152  —

na wznak w ogień i przysmalił sobie białą grzywę i górną część ubrania, chociaż bardzo prędko się zerwał na równe nogi. Rozległ się śmiech ogólny, a Old Wabble, rozzłoszczony tem, rozgniewał się nie na Hammerdulla, lecz na trampów, którzy z niego się śmiali.
Grubas tymczasem zwrócił się do Pitta Holbersa:
— Ty się nie cieszysz, stary szopie, Holbersie?
— Hm, jeśli sądzisz, że to był dobry figiel, to masz słuszność! — odrzekł mu długi przyjaciel, oschłym sposobem jak zwykle.
— Jemu się zdawało, że ja zniosę spokojnie tę obelgę. Co tybyś był zrobił?
— Wrzuciłbym go w ogień, jak ty.
— W ogień, czy nie, to wszystko jedno, bo przecież wleciał. Wszak to widziałeś!
Teraz dopiero przystąpił Old Wabble, by się zemścić na grubasie, lecz Cox powstrzymał go słowami:
— Dajcie pokój tym ludziom, to nie spotka was więcej nic takiego! Old Shatterhand należy do was, ale tamci są nasi, a ja nie pozwolę dokuczać im niepotrzebnie.
— Skąd to nagle uczucie ludzkości u was? — mruknął stary kowboy.
— Nazywajcie to sobie, jak chcecie. Ci ludzie muszą z nami jechać, a ja nie mogę wlec się z rannymi i pobitymi. Mam zresztą coś więcej do czynienia, aniżeli sprzeczać się z nimi. Nie wiemy jeszcze, gdzie są ich konie. Trzeba poszukać!
Konie, wyprowadzone z obwałowania na wolne pole, przywiązane były do kołków, przeto znalazły się wkrótce. Trampi postanowili jeszcze do rana trochę się przespać, wyznaczywszy wprzód dwu ludzi dla straży. Old Wabble wpadł na bardzo nieprzyjemy dla mnie pomysł. Oto położył się pomiędzy mną a Winnetou i przywiązał sobie do ręki rzemień, którym ja byłem skrępowany. Ta nadzwyczajna ostrożność starca mogła zabić we mnie wszelką myśl o ucieczce.
A jednak ja myślałem o ucieczce!