Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/191

Ta strona została skorygowana.
—  169  —

— Naszych pieniędzy.
— Waszych pieniędzy? Dyabeł was zrozumie! Przecież wypróżniliśmy wam wszystkie kieszenie!
Pshaw! Czy sądzicie, że majątek, który każdy z nas posiada, wozilibyśmy z sobą po Dzikim Zachodzie? Tysiące dolarów, któreśmy zebrali, zamierzaliśmy darować wam i waszemu bratu Joelowi, teraz jednak postanowiliśmy nie dać nic.
Nie oglądałem się, ale w duchu wyobrażałem sobie zdziwioną minę trampa. Upłynęła długa chwila, zanim przemówił:
— My... my... mieliśmy otrzymać... wasz... majątek?
— Tak.
— Drwicie sobie ze mnie!
— Ani mi się śni!
Zapewne przypatrywał się w milczeniu twarzom obu przyjaciół, gdyż upłynęła znów długa chwila, zanim odezwał się głosem, pełnym zdumienia:
— Nie wiem istotnie, co o was sądzić! Miny macie poważne, a jednak wasze gadanie może być tylko głupim żartem!
— Posłuchajcie, co wam powiem! jeśli uważacie siebie za człowieka, do którego mybyśmy się zniżyli, by się z nim w żarty wdawać, to nie znacie ani nas, ani siebie! Wy jesteście częścią osioł, a częścią łajdak, my zaś, jako rozumni i szanujący się ludzie, nie myślimy bawić się z osłami i łajdakami!
Zounds! Nie zapominajcie, że jesteście naszymi jeńcami! Obrażać siebie nie pozwolę. Jeśli dalej będziecie rzucać dokoła siebie łajdakami, to może wam to wyjść na złe!
Pshaw! Nie gniewajcie się na nas, bo my nie boimy się was wcale. Przyzwyczajeni nazywać wszystko po imieniu, nie możemy łotra nazwać honorowym człowiekiem.
— A jeśli ja zagrożę wam karą?
— Głupstwo! Czy jesteście może naszym nauczycielem, a my waszymi uczniami? Co nas dzisiaj,