Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/222

Ta strona została skorygowana.
—  406  —

— Gdzie prowadzi stąd droga do Devils-head? — zapytałem Kolmę Puszi. — Tam mamy szukać Utajów.
— Na lewo przez ten las, a potem skałami w górę bardzo stromo — odpowiedziała. — Czy Utajowie was niepokoją? — Nie, ale musimy wiedzieć, gdzie są.
— Dziś jeszcze należę do nich i pomówię z nimi. Kiedy ja jestem przy was, nie potrzebujecie się ich obawiać.
Opowiedzieliśmy jej oczywiście w swoim czasie o naszem spotkaniu z Tusagą Sariczem.
— Nie obawiamy się ich istotnie, ale ja wolałbym zdać się na nas samych, aniżeli na wasze pośrednictwo — odezwałem się.
— Dlaczego?
— Już oni sami pałają ku nam żądzą zemsty, a nadto przyrzekli generałowi pomoc przeciwko nam. To dwie instancye przeciwko nam, a wy przedstawiacie tylko jedną, to znaczy możecie tylko wpływać na naszą korzyść. W najlepszym razie nastąpi długa narada, podczas której może nam „generał“ umknąć z łatwością. Wobec tego wolimy zdać się na siebie samych.
— To chodźcie! Znam las i każdą poszczególną skałę, przeto poprowadzę was dobrze.
Pojechała przodem, a my za nią sposobem indyańskim. Po godzinie ściemniło się tak, że zsiedliśmy z koni, żeby je prowadzić. Na wolnem polu zmierzch zapadał dopiero, ale w głębokim lesie noc panowała zupełna. Szliśmy dalej jakby w nieskończoność, kiedy naraz usłyszeliśmy rżenie konia. W tej chwili oczywiście stanęliśmy.
Do kogo koń należał? Towarzysze musieli się zatrzymać, a ja i Winnetou puściliśmy się dalej. Niebawem rozjaśniło się dokoła nas. Las się kończył, a o kilka kroków przed nami wznosiła się skalna ściana z wązką ścieżką, wiodącą stromo pod górę. To była niewątpliwie droga do Devils-head, Na jasnym obszarze, pomiędzy skałą a lasem, leżeli znani nam aż nadto Utajowie na straży pod skalną drożyną. Rozbili