Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/25

Ta strona została skorygowana.

Z napięciem całej uwagi szukali tajemnicy, próbowali drzwi otworzyć — napróżno. Natężali wszystkie siły, by je ruszyć z posad — również napróżno.
— Wysiłek nasz daremny — rzekł wreszcie Mariano. — Musimy pomyśleć o drugiej zasadzce.
— Któż ma w nią wpaść? — zapytała Emma.
— Verdoja.
— Tak; Mariano ma rację — rzekł Unger. — Jeżeli strażnik nie przyprowadzi Pardera, Verdoja będzie przekonany, iż obydwom przytrafiło się nieszczęście. Poszuka ich więc w piramidzie. Będziemy czatować na niego, jak wpierw na strażnika. — A jeżeli i jego sennor udusisz?
— Ależ bedę ostrożny, wcale go nie chwycę za gardło. My dwaj mamy dosyć siły, aby człowieka przytrzymać mocno. Potem zawołamy panie, wy, sennoritas, zwiążecie go, my zaś postaramy się, aby zaniechał obrony. Chcąc ratować życie, będzie musiał wrócić nam wolność.
— To jedyna droga ratunku — potwierdził Mariano. — No, teraz wracajmy na nasz korytarz.
— Marny dosyć czasu — odparła Karja. — Verdoja nie spodziewa się jeszcze strażnika i upłynie kilka godzin, zanim go zacznie szukać.
— Niech więc panie sprobują się przespać, my zaś będziemy czuwali.
Przystano na tą propozycję. Ponieważ Emma i Karja bały się spać wpobliżu zwłok, spoczęły w celi, do której wrzucono przedtem Mariana; oświetlał ją blask latarki. Mariano i Unger. umieścili się pode drzwia-

23