Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/52

Ta strona została skorygowana.

łów. Bawole Czoło sam sprowadzi swego konia. Nie jest to wstyd dla wodza dbać o wierzchowca, który go nosił.
Wstał i zaczął się posuwać od krzaku do krzaku poprzez najwęższy skraw prerji. Nie dostrzegł go nikt z Apaczów.
Prerja, tworząca tu właściwie coś w rodzaju zatoki, dotykała olbrzymiego lasu dziewiczego, który pokrywał wzgórza i wąwozy, ciągnące się aż do właściwych gór. Bawole Czoło przeciął las i miał właśnie zamiar zejść do jednego z wąwozów, gdy usłyszał nagle na dole głośne stąpnięcie; po chwili dobiegł do niego odgłos łamanych krzaków i zarośli. Rzuciwszy okiem wdół, ujrzał bawołu, który szedł z otwartej prerji; pędził za nim na koniu jakiś Indjanin. Na plecach miał kołczan, w lewej ręce trzymał łuk, w prawej długi, giętki oszczep, który jest dla bawołów groźniejszy od kuli. Indjanin mógł mieć najwyżej lat dwadzieścia. Starszy i doświadczony wojownik wolałby z pewnością miękkie soczyste mięso bawolicy od twardych kości starego bawołu i nie uganiałby się za olbrzymiem zwierzęciem na tak niebezpiecznym terenie. Porwała go jednak pasja myśliwska i pchnęła za bawołem przez lasy i zarośla; gałęzie drzew poraniły mu twarz. Bawół i ścigający go Indjanin wpadli teraz do wąskiego, krótkiego wąwozu, w którym ukryty stał koń Bawolego Czoła. Gdy się tu bawół zorjentował, iż jest zamknięty I nie ma, gdzie dalej uciekać, schylił łeb, ukryty niemal zupełnie pod potężną grzywą, i rzucił się ku swemu prześladowcy właśnie w chwili, gdy Indjanin skiero-

50