Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/468

Ta strona została skorygowana.
—   438   —

wającej się w ich oczach walce, tudzież wezbranym żywiołom. My dosięgliśmy już także środka. Wskutek pędu wody podniósł się prom z jednej strony; mógł łatwo nabrać wody, a wówczas byłoby także po nas. Były to chwile największego niebezpieczeństwa.
Wtem zabrakło sił wioślarzowi. Wciągnął wiosła do łodzi i założył ręce. Prąd porwał łódź i niósł ją prosto na nasz prom z szaloną szybkością. Z drugiego brzegu zabrzmiał donośny okrzyk przerażenia:
— Kobieto, kobieto, trzymaj się mocno!
Ale w tej chwili stała się rzecz, którąśmy przewidywali. Z głośnym trzaskiem uderzyło czółno o prom. Wzniósł się jeden okropny krzyk. Wydali go ludzie, stojący po obu brzegach, ci czterej, którzy w łodzi siedzieli i my na promie. Wyszedł z tylu ust, a mimoto brzmiał jak jeden okrzyk przestrachu.
W takich chwilach działają ludzie wedle tajemniczego instynktu, który poddaje im właściwy sposób obrony, pomimo że władza myślenia odmawia zupełnie posłuszeństwa. Ich czyny następują wówczas błyskawicznie, oni sami nie wiedzą potem, dlaczego zrobili właśnie tak, a nie inaczej.
Inni kierują się w takich razach jasnym i bystrym namysłem. Nie zgodzę się na twierdzenie, że w takiej chwili niema czasu na powzięcie postanowienia. To cudowne wprost zjawisko, jakiemi siłami najdobrotliwszy Stwórca wyposażył ducha ludzkiego. We śnie naprzykład obejmuje jedna minuta zdarzenia całych dni i dłuższych okresów czasu. Śniło mi się raz, że zdawałem egzamin. Dano nam cały dzień na wypracowanie pisemne. Skończyłem pierwszy, opuściłem pokój egzaminowy i odbyłem kilkugodzinną przechadzkę po górach. Egzamin ustny trwał jeszcze dwa dni następne. Wieczorem drugiego dnia na krótko przed końcem egzaminu załamała się ława, na której siedzieli słuchacze i to mnie zbudziło. Mój towarzysz zatrzasnął właśnie okno. Na pytanie moje odpowiedział, że najwyżej przed trzema minutami prosiłem go, żeby mnie nadal nie naprzykrzał się pytaniami,