Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/48

Ta strona została skorygowana.

— Znajdzie. Czy Sadek nie powiedział, że aż do pewnego miejsca droga do Seftimi jest zarazem drogą do Fetnassy.
— Effendi, podsycasz we mnie nową nadzieję i nowe życie. Dobrze, zaczekamy, aż nadejdzie Omar.
— Jeśli nas znajdzie, będzie to szczęście dla niego. Ścieżka, którąśmy szli, zapadła się. Zginąłby, gdyby się o tem od nas nie dowiedział.
Położyliśmy się obok siebie; słońce prażyło nas tak mocno, że zmoczona nasza odzież wyschła po kilku minutach i pokryła się warstewką soli.


ROZDZIAŁ II.
PRZED SĄDEM.

Choć żywiłem to przekonanie, że syn zabitego przewodnika nadejdzie, to jednak mógł on zamiast pójść przez szott, obrać drogę, wiodącą naokoło niego. Czekaliśmy więc w wielkiem, wprost trwożnem napięciu. Południe minęło; było już tylko dwie godziny do wieczora; wtem ukazała się wdali postać, zbliżająca się powoli ku nam od strony wschodniej. Zbliżała się coraz więcej i wreszcie dostrzegła także nas.
— To on — rzekł Halef, zwinął rękę w trąbkę i zawołał jak przez tubę: — Omar ben Sadek, przyjdź tu szybko.
Zawołany podwoił kroki i stanął wnet przed nami. Poznał przyjaciela swego ojca.
— Bądź pozdrowiony, Halefie Omarze!
— Hadżi Halef Omar! — poprawił go Halef.
— Wybacz! Radość z tego, że cię widzę, winna temu, żem się pomylił. Byłeś w Kris, u ojca?
— Tak — odpowiedział Halef.
— Gdzie jest ojciec? Jeśli jesteś na szocie, to musi on być gdzieś niedaleko.
— Jest wpobliżu — odpowiedział Halef uroczyście.
— Gdzie?
— Omarowi ibn Sadekowi przystoi przyjąć spokojnie kismet.