Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

— Osobiście nie, ale słyszałem, ze wkrótce przybędzie do Guadelupy.
— To doskonale! Byłem pewien, że go zastanę u sennora.
— Zna go pan osobiście?
— Nie.
— W takim razie powiem panu, że w tych dniach znowu dokazał przedniej sztuczki. Był konno w Chihuahua.
— Ależ tam są teraz podobno Francuzi!.
— To prawda. Wzięli go nawet do niewoli.
Straubenberger zawołał z przerażeniem:
— A więc go nie spotkam tutaj! W takim razie zaraz powracam.
— Dokąd? — odparł niemniej przerażony gospodarz.
— Dalej na północ. Muszę zameldować, że Francuzi wzięli do niewoli Czarnego Gerarda:
— Komu chce pan to zameldować?
— To moja sprawa.
— Do licha; jest pan naprawdę dobrym dyplomatą! Ale wracać już niema poco. Czarny Gerard jest wolny. Uciekł Francuzom.
— Naprawdę? — zapytał strzelec z uczuciem ulgi. — Pewien pen tego?
— Powiedział mi to strzelec, który śpi teraz na sianie.
— Cóż to za strzelec?
— Nie wiem; w każdym razie figura to niepokaźna. Nie ma pieniędzy, ubrany nędznie, a za strzelbę jego nie dałbym nawet dwudziestu pięciu centów.
— Taka strzelba bywa czasami lepsza od najdroż-

75