Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

Shatterhand widział dokładnie oblicza, a nawet drżenie warg.
Wódz przemawiał do Marcina, ręką wskazując na krater. Old Shatterhand zauważył, jak Marcin zbladł śmiertelnie. W tym samym czasie rozległ się przeraźliwy krzyk, jaki wydobywa się z gardła ludzkiego tylko w chwilach najwyższego przerażenia. To krzyknął jeden z jeńców, stary Baumann. Old Shatterhand widział, jak stary ze wszystkich sił targa pętami. Słowa wodza musiały być piekielnie okrutne. — — —
Sioux-Ogallalla przybyli dopiero poprzedniego dnia na wyżyny rzeki Gejzeru. Wojownicy sądzili, że ciężki Mokasyn urządzi postój pod drzewami lasu, ale stało się inaczej. Mimo ciemności i mimo uciążliwej drogi, wódz postanowił przeprawić się przez rzekę.
Znał teren. Był tu już wielokrotnie i w mózgu jego wylęgła się myśl mroczniejsza i posępniejsza od samego krateru, co w mroku nocy wznosił i opuszczał swój wstrętny roztopiony szlam.
Idąc na czele i prowadząc konia za cugle, pokazywał swoim drogę. Jeńcy także musieli zjechać nadół, co nastręczało wielkie trudności, ponieważ nie chciano ich odwiązać od zwierząt. Wreszcie oddział dotarł do brzegu. W tem miejscu rzeka nie była gorąca, tylko ciepła. Można było się przeprawić bez szkody. Dwóch Siouxów otaczało konia każdego jeńca.

136