Strona:Karol May - Szut.djvu/377

Ta strona została skorygowana.
—   349   —

Więzień udał, że nie słyszy. Gdy jednak hadżi ściągnął go porządnie harapem, zerwał się, rzucił nań jadowite spojrzenie i krzyknął:
— Psie, ośmielasz się dlatego, że mam ręce związane! Gdyby nie to, zmiażdżyłbym cię w jednej chwili. Ale sprawa między nami jeszcze nie skończona. Wszyscy dowiecie się wkrótce i z całą pewnością, co to znaczy obrażać Sz..., chciałem powiedzieć Kara Nirwana!
— Wymów to słowo — odrzekłem, chcąc go podniecić do wyznania. — Wszyscy przecież wiemy, że jesteś dowódcą rozbójników. Z oddalenia szczułeś swoje psy przeciw ofiarom, a sam zawsze kryłeś się w cieniu. Węglarz musiał ci ludzi w sieci napędzać, a ty zwabiałeś ich w pułapkę tylko podstępem i chytrością. Można ostatecznie podziwiać zbójcę, napadającego otwarcie i odważnie, ty zaś jesteś tchórzem, godnym pogardy. Nie ma w tobie ani śladu odwagi. Boisz się przyznać, kim jesteś. Tfu haif alaik[1]. Pies nie powinien na ciebie zaszczekać, bo i to za wielki zaszczyt dla ciebie!
Przy tych słowach spłonąłem przed niego. To wywołało zamierzony skutek. Obrażony ryknął z gniewem
— Milcz! Jeśli chcesz przekonać się, czy jestem tchórzem, czy nie, to zdejm mi więzy i bij się ze mną. Zobaczysz, jakim wobec mnie jesteś robakiem!
— Tak, jesteś dzielny w słowach, ale nie w czynie. Czyż nie uciekałeś przed nami, ujrzawszy nas w kopalni?
— Było was więcej!

— Ja sam jeden zwyciężyłem twoich sprzymierzeńców, chociaż także mieli nad nami przewagę. A czy nie umknąłeś mi, gdy sam jeden z tobą w łodzi walczyłem? To była odwaga z twej strony? A potem, kiedy zetknęliśmy się na brzegu, byłeś związany? Czy pokazałeś mi, że jestem wobec ciebie robakiem, czy też ja powaliłem ciebie jak chłopca? Nie mów o odwadze! Wszyscy twoi opryszkowie, obaj Aladży, Miridit, Manach el Barsza,

  1. Tfu, hańba ci!