Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/359

Ta strona została przepisana.

jak i inni ze zdumieniem przypatrywał się Selimowi, nie wiedząc, jak się ma wobec niego zachować.
— Jesteście zatem zupełnie obcymi w tym kraju, gdzie każde dziecko opowiada o moich czynach bohaterskich. Moje słynne nazwisko jest takie długie, że go nie zdołacie spamiętać i dlatego pozwolę wam nazywać mię krótko Selimem. Jestem największym wojownikiem wszystkich ludów i plemion wschodu, a przygody moje opowiadają wszędzie i opisują w tysiącach książek. Potężne ramię moje jest osłoną, w której cieniu możecie żyć bezpiecznie i spokojnie przez najdłuższe lata.
Mówiąc to, rozciągnął nad nimi obie ręce i przybrał postawę człowieka, który światem wstrząsnąć jest w stanie. Żołnierze nie wiedzieli, co mają o nim myśleć i co mu na to wszystko odpowiedzieć i milcząc, spoglądali na mnie. Kiedy zobaczyli mój uśmiech, a Ben Nil wzruszył ramionami, wymawiając słowa arabskie: „tim el Kebir“, które znaczą tyle, co nasz „samochwalca“, zoryentowali się natychmiast. Wówczas jeden z nich, młody jeszcze chłopak, który, jak się potem dowiedziałem, był żartownisiem, powstał, skłonił się Selimowi głęboko i rzekł tonem pełnym szacunku i namaszczenia:
— Jesteśmy, o Selimie nad Selimy, uszczęśliwieni twą obecnością i olśnieni promieniami twej sławy. Jesteś, jak słyszymy, zbiorem wszelkich wzniosłych zalet i mamy nadzieję, że nam będziesz świecił stale swoim przykładem.
— Będę napewne — rzekł Selim, nie mając pojęcia, że wpada w pułapkę. — Jestem gotów każdej chwili dopomóc wam do zdobycia sławy.
Przeciwnik chciał mu odpowiedzieć, lecz uwagę jego pochłonął daleki horyzont, na którym ukazał się teraz długi szereg jeźdźców na wielbłądach. Był to onhaszi w otoczeniu żołnierzy. Wielbłądy były napojone tak obficie, że formalnie zgrubiały, wyglądały jednak zdrowo i silnie. Było to dla nas bardzo