Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wówczas zmuszony będę przysiąc, że ja wogóle nie składałem przyrzeczenia!
Uff! Powiemy mu, że musi dotrzymać słowa. Howgh!
Uszedłszy nieco, zatrzymał się ponownie i spytał:
— Dokąd nas zaprowadzicie?
— Tego jeszcze nie postanowiono.
— Jakiemi mękami będziecie nas trapić po drodze?
— Żadnemi, gdyż wy nie męczyliście mnie również. Nie zaznacie ani głodu, ani pragnienia, gdyż i ja go u was nie zaznałem.
— Czy wolno nam będzie chodzić lub jeździć pod waszą strażą?
— Nie, będziecie skrępowani. Do jedzenia rozwiążą wam ręce. Względy, które mi okazaliście, będą nagrodzone, krzywdy, które mi wyrządziliście, — ukarane. Każdy zbiera to, co posieje. Lecz dość na teraz, dobrnijmy wreszcie do końca!
Kazałem trzydziestu Mimbrenjom utworzyć koło, w którem miano złożyć broń. Zaledwie stanęli, na pięćdziesiąt kroków od obozu, podszedł mój rozmówca, by złożyć strzelby. Sprowadziłem jeszcze paru Mimbrenjów, którzy mieli przeszukiwać kieszenie jeńców. Gdy ujrzał to Winnetou, przybył ze swoimi ludźmi. Ci krępowali i kładli w trawie każdego Yuma po rozbrojeniu. Procedura odbywała się nadzwyczaj prędko, bo Yuma mieli przy sobie dość lassa i rzemieni. Moje zadanie okazało się nierównie żmudniejsze; niełatwo było odróżnić własności czerwonych, od łupu, pochodzącego z hacjendy, tem bardziej, że często rzeczy, które — mógłbym przysiąc — pochodziły z hacjendy, podawano

120